Mogę tu umrzeć za ten rap, za ten hip-hop, za rytm ten I choć sama śmierć w sobie jest pomyłką w zamyśle Pojmując statystycznie kto nas zechce uleczyć W rękach karty życia trzymam, tylko niepotrzebne skreślić To powietrze mnie męczy, układ w mieście pajęczyn Każdy problem żyjąc z ludźmi to w projekcie się piętrzy Stres i zaniedbanie powodują nerwy Gdy budzę się nad ranem czuję się niepotrzebny Nie chcę skończyć jak kołek czy w garniturze Hołek Bo największe sukcesy to się odnosi pod stołem Lolek na drogę, kop w dupę na zachętę Czy zdążę wszystko nagrać, jeśli wkrótce odejdę? Te pretensje nie do mnie, nie wymięknę jak Always Bo nawet gdy zwariuję, to nie wepchniesz mnie w kołnierz Żyć oszczędnie, spokojnie, tak mnie nauczono w domu Trzymając majka w dłoni walczę tu o honor ziomów Za słowo do grobu, tu wiara w każdy wers Bo szacunek ma do prawdy tylko ten, co patrzy wstecz Ten rap zamroził rtęć jak i krew w twoich żyłach Jeśli nie wiesz ile znaczy dla życia łakomych chwila Sekundy do końca, wszystko tu traci kontrast Przy stole się pytam czy to już ostatni obiad Czy prowokacji korba i nieudany żart Za te noce nieprzespane i wyuzdany skarb To pochłania i co - mam tak odejść tu bez pożegnania? W kraju hipokrytów życie nie potrafi kłamać Biorę ten bagaż jak każdy W wyobraźni staram się te sprawy poukładać W cierpliwość wyposażam każdy zmysł Jeśli miałbym tu zniknąć to doprawdy nie dziś Oddam wszystko by żyć, reagować na światło Chłonąć planety cykl, z ziemi czerpać bogactwo Dużo nie chcę, usiądź wiem, że Tu powietrze nie najświeższe, rozluźnij swoje mięśnie Nieznane mi zaklęcie na stres, ale mam kwiaty Co wyrównają straty, bo ważne, że jest pięknie Nie muszę być bogaty i nie będę Chyba, że szczęście odpłaci za ten pręgierz Stać w kolejce do nieba, ta prawda zbyt okrutna Mogę stać w tej kolejce i nie doczekać jutra