Poprzez życia rwące fale Człowiek tłucze się jak łajba, Z wierzchu bywa – wcale, wcale, Ale w środku – taka szajba... Taki kocioł, takie nerwy, W kotle wrzenie nie przemija I ta szajba wciąż bez przerwy Jak pokrywka ci odbija. Ja to zwłaszcza się oburzam, Szajba skręca moją kibić, Kiedy widzę ludzi, którzy - jak to mówią – chcą się wybić. Kiedy zauważam to, Cały chodzę, o! Jeszcze w szkole, gdy oświaty Nakładano mi kaganiec, Był kolega francowaty, Ancymonek, zaprzedaniec! Cała klasa ma – normalnie - czoło myśla niezmącone, A ten się do wiedzy garnie, Lekcje zawsze ma zrobione! Przy tym cwaniak, jakich mało: Tu da ściągnąć, tam podpowie... Jedno, co mnie pocieszało, Że miał trochę słabe zdrowie. Ja wyrosłem, że ho, ho, A on – krzywy, o! Potem raz, pamiętam, w wojsku Jest komenda: Pluton śpiewa! Wszyscy więc na nutę swojską Fałszujemy tak, jak trzeba, Aż tu jeden się wyrywa Małorolny spod Morąga, Twarz jaśnieje mu szczęśliwa I wyciąga, i wyciąga. Noc na warcie stoi cicha, Księżyc mgiełką się zasnuwa... Małorolny ledwo dycha, Jednak niezła rzecz – kocówa. Z tego strachu, co za los, Ludzie tracą głos! Raz mi pot zalewał oczy, Bo spędzałem lato w mieście, Gdzie normalnie nas zaskoczył Upał – stopni ze czterdzieści, Aż tu widzę napis – "Lody", Taki napis, niech ja skonam! I maszyna wprost z Zachodu, I kolejka – tak skręcona. Przy maszynie – mama z zięciem, Za wspólnika mają teścia I za każdym pociągnięciem - Trzy dwadzieścia! Trzy dwadzieścia! Jem te lody, niezłe są, Ale cały – o! Ludzie lody z mina tępą Wtranżalają, co się zmieści, A tu teść podwaja tempo: - Sześć czterdzieści! Sześć czterdzieści! A mnie – szajba uporczywa W głowie szumi, w dołku gniecie, Aż błysnęła myśl szczęśliwa: - Są gronkowce na tym świecie! I oczyma wyobraźni, Bo na szczęście jej nie tracę, Widzę wszystkich na zakaźnym, A tych prywaciarzy – w pace! Żeby taką rozkosz czuć, Warto dać się struć! Dodam jeszcze fakt istotny, Że z tą szajbą, że z tą zadrą Nie pałętam się samotny; My tworzymy zwarte kadry! Wspólna szajba nas jednoczy, Wspólny cel niezmiennie świeci I niech tylko ktoś wyskoczy, My go zaraz – sami wiecie... Czasem dłużej ktoś wypłynie, Trudno odpaść go, heroda, Lecz przy dobrej woli krzynie Zawsze znajdzie się metoda! Błagam Was, nie krzyczcie "bis!", Bo mnie zgnoją tyż!